„Kiedy świat się wyłączy – kto zostaje, kto znika?” — Rozmowa z Sebastianem Kostańskim z LifeTrip.pl
- Sebastian Kostański
- 3 kwi
- 3 minut(y) czytania

Redaktor:
Sebastian, powiedziałeś wcześniej, że survival to nie tylko las i ognisko, ale też psychologia, relacje i realna wartość człowieka w kryzysie. To mocne. Ale powiedzmy to sobie wprost: co się wydarzy, gdybyśmy jutro obudzili się bez prądu, bez dostępu do internetu, Kiedy świat się wyłączy, a państwo po prostu przestało działać?
Sebastian Kostański (LifeTrip.pl):
Taki scenariusz wcale nie jest tak odległy, jak ludziom się wydaje. Wyobraź sobie: jest październik. Wiatr, zimno. Budzi cię cisza. Zegar na mikrofalówce nie świeci. Telefon nie łapie zasięgu. Myślisz: pewnie chwilowy problem. Ale mija kilka godzin — i już czujesz niepokój. Wieczorem dowiadujesz się od sąsiada, że to ogólnopolski blackout.
Stacje nie działają. Nie ma benzyny. Sklepy są otwarte, ale tylko na gotówkę, a gotówki brak. Po dwóch dniach zaczynają się kolejki do piekarni. Po tygodniu — ludzie przestają być grzeczni.
Redaktor:
To jak wygląda ten pierwszy podział społeczny w kryzysie?
Sebastian:
Na początku ludzie reagują według klas, bo tak zostali wychowani.
Bogaci uciekają z miasta — o ile mają gdzie.
Klasa średnia próbuje coś organizować — robią listy zakupów, planują, gadają z sąsiadami.
Klasa pracująca — zaczyna działać od razu. Sprawdza, czy działa piec, jak zdobyć wodę, gdzie są baterie.
Ale po tygodniu wszystko się miesza. Bo wtedy nie ma już znaczenia, jaki masz tytuł naukowy. Liczy się, czy możesz przynieść coś do wspólnego stołu. Dosłownie.
Redaktor:
Brzmi znajomo… Przypomina mi to trochę klimat z filmów. „The Road”, „The Walking Dead”, nawet „Snowpiercer” — tam też są podziały klasowe, ale one się przewracają w miarę rozwoju fabuły.

Sebastian:
Dokładnie. W „Snowpiercerze” masz pociąg, gdzie klasy są dosłownie podzielone wagonami. Z przodu luksusy, z tyłu syf i walka o przetrwanie. Ale kiedy bohaterowie zaczynają przechodzić przez pociąg, ten układ przestaje działać. To świetna metafora.
W „The Walking Dead” też widzimy, że dawni prawnicy, dyrektorzy, celebryci — stają się bezużyteczni, jeśli nie umieją walczyć, zdobywać pożywienia, chronić grupy. A ktoś, kto był „nikim” — staje się liderem, bo ma odwagę, wyczucie i lojalność.
Redaktor:
A co by było, gdyby… — zróbmy taki scenariusz. Powiedzmy, mamy typową grupę ludzi z klasy średniej: marketingowiec, HR-owiec, informatyk, księgowa. Jak się odnajdą?
Sebastian:
Na początku — są bezradni. Mają wiedzę, ale bez narzędzi. Umieją planować, robić budżety i zarządzać zespołami, ale nie wiedzą, co zrobić z brakiem ciepła i braku jedzenia.
Ale: jeśli trafi się tam ktoś, kto był na szkoleniu survivalowym, zna podstawy przemieszczania się w terenie, komunikacji w kryzysie, pierwszej pomocy — to zaczyna się zmiana. Taki człowiek staje się centrum nowej struktury.
Jeśli grupa będzie miała pokorę, nauczy się od siebie nawzajem — po tygodniu będą funkcjonować lepiej niż większość. Ale jeśli zaczną się tarcia, hierarchia z pracy zacznie się odtwarzać — to może się skończyć konfliktem i rozpadem.
Redaktor:
A gdyby blackout potrwał miesiąc?

Sebastian:
To już nie byłby kryzys. To byłaby nowa rzeczywistość. Mielibyśmy do czynienia z zupełnym przetasowaniem społecznym. Osoby z dostępem do zasobów — drewna, wody, żywności — i wiedzą, jak je wykorzystać, stałyby się centralnymi punktami nowych wspólnot.
Ale to nie oznacza powrotu do epoki kamienia. Klasa średnia mogłaby „odbić się”, wykorzystując umiejętności organizacyjne, językowe, zarządcze. Widziałem to w mikro skali — po powodzi, po awariach, po chaosie pandemicznym. Ludzie, którzy potrafili połączyć kompetencje miękkie z fizycznym działaniem, stawali się liderami.
Redaktor:
Masz jakieś realne przykłady?
Sebastian:
Zobacz, co się działo w Nowym Orleanie po huraganie Katrina. Państwo zawiodło. Pomoc przyszła za późno. Ci, którzy przetrwali, to byli lokalni liderzy, ludzie znający teren, ci, którzy potrafili gotować dla stu osób w jednym garnku. Albo wojna w Ukrainie — znajomi ewakuowali się dzięki kontaktom, relacjom, a nie pieniądzom. Ci, którzy nie mieli sieci społecznych — zostali.
To są realne przykłady społecznego survivalu.
Redaktor:
To co powinniśmy robić już teraz, zanim coś się wydarzy?
Sebastian:
Po pierwsze: poznaj ludzi w swojej klatce, w swojej wsi, dzielnicy. To nie żart — w kryzysie twoim systemem bezpieczeństwa nie będzie policja, tylko sąsiad z pierwszego piętra.
Po drugie: zrób podstawowy kurs survivalu — naucz się gotować bez prądu, zdobywać wodę, udzielać pierwszej pomocy. Nie chodzi o zostanie komandosem. Chodzi o to, żebyś nie był bezużyteczny.
Po trzecie: przestań zakładać, że świat będzie działał wiecznie. Tu nie chodzi o panikę. Tu chodzi o odpowiedzialność.
Redaktor:
Czyli survival to nie scenariusz filmowy, tylko społeczna kompetencja.
Sebastian:
Dokładnie. To nowoczesna umiejętność XXI wieku. Tak samo jak cyfryzacja, zarządzanie projektami czy znajomość języków. Tylko że survival uczy cię co zrobić, kiedy wszystko inne przestaje działać.
Redaktor:
Na koniec — jakieś słowo do ludzi, którzy czytają to w ciepłym domu, z pełną lodówką?
Sebastian:
Zacznij od jednej rzeczy. Naucz się, jak zdobyć wodę. Jak ją przefiltrować. Naucz się rozpalić ogień. A przede wszystkim: przestań się wstydzić pytać i łączyć z innymi ludźmi. W kryzysie to nie będzie gra o zasoby, tylko gra o relacje.
Redaktor:
Dziękuję za rozmowę, Sebastian. To było mocne. I prawdziwe.
Sebastian:
Dzięki — i pamiętajcie: nie przetrwa najbogatszy, ani najsilniejszy. Przetrwa ten, kto ma wiedzę, relacje i serce do działania z innymi.

コメント