Cześć, tym razem nasza ekipa w ramach projektu "Śladami II Wojny Światowej" wybrała się w Góry Sowie, gdzie Niemcy podczas II Wojny Światowej budowali podziemny kompleks o kryptonimie Olbrzym (z Niemieckiego Riese)
W wikipedi możemy znaleźć: Projekt Riese – kryptonim największego projektu górniczo-budowlanego nazistowskich Niemiec, rozpoczętego i niedokończonego w Górach Sowich oraz na zamku Książ i pod nim w latach 1943–1945.
Nadmienię tu, że najprawdopodobniej połowa tuneli nie została do tej chwili odkryta, a te już odkryte i spenetrowane niszczeją i popadają w zapomnienie.
Na początku naszej historyczno-bushcraftowej przygody skierowaliśmy kroki do sztolni w Walimiu.
Walim – Rzeczka
Trzy wejścia wykute w skałach wschodniego zbocza wzniesienia Ostra, prowadzą do równoległych sztolni oddalonych od siebie o około 45 metrów.
Między nimi usytuowane są duże hale. Długość tuneli kompleksu Rzeczka wynosi 500 metrów (2500 m²; 14 000 m³).
Zwiedzanie sztolni możliwe jest tylko z przewodnikiem, warto posłuchać co ma do powiedzenia i liznąć trochę historii, która dotyczy nas wszystkich.
Wkręceni w klimat wojennych tajemnic ruszyliśmy w kierunku zbocza Małej Sowy. Idąc w na północ dotarliśmy do otwartej niezabezpieczonej sztolni. W internecie możemy znaleźć informację na jej temat wpisując w Google "Kopalnia Srebra "Silberloch"
Jesień nie jest dobrym terminem na zwiedzanie owej sztolni, woda zaczyna się już przy otworze wejściowym.
Brak woderów skłonił nas do szalonego pomysłu zwiedzania sztolni na bosaka.
Woda miała około 8'C co pozwoliło nam na zagłębienie się w sztolnie na krótką chwile, zanim zimno zaczęło doskwierać stopom.
Ściany sztolni w niektórych miejscach świeciły w świetle latarek, tak jakby zawierały w sobie fluorescencyjne związki. Korytarze są niskie i wąskie,
Penetrując tą sztolnie warto zachować maksimum bezpieczeństwa i zostawić kogoś na zewnątrz, kogoś kto w razie nieprzewidzianej sytuacji wezwie pomoc.
Zwiedzanie zakończyliśmy w momencie natknięcia się na śpiącego nietoperza, nie wolno ich budzić w okresie zimowym kiedy hibernują, mogło by się to skończyć sytuacją,że nietoperz nie dożyje do wiosny.
Pierwszy obóz w górach Sowich zorganizowaliśmy jakieś 20 minut marszu w kierunku północnym od sztolni Silberoch.
Miejsce pod obóz wyrosło nam jakby spod ziemi, w miarę prosty teren na zboczu góry z miejscem na bezpieczne ognisko, w bliskiej okolicy strumienia.
Podczas tej wyprawy postanowiliśmy hamaki zostawić w domu i zorganizować spanie pod samym tarpem. Plecaki zawisły na drzewach, śpiwory równo rozłożone na karimacie pod tarpem, żyć i nie umierać ;)
Rutyna bushcraftowania w leśnych odmętach dziczy sprawiła, że zostawiłem swoje jedzenie wyjęte z plecaka obok śpiwora. Złamałem podstawową zasadę przetrwania...
Kiedy nadszedł zmrok, siedzieliśmy beztrosko przy ognisku ogrzewając się. Jedliśmy właśnie kolacje kiedy usłyszeliśmy, że coś buszuje w naszych schronieniach. Zapaliliśmy latarki i zobaczyliśmy wielkiego napuszonego lisa, który beztrosko 6 metrów od nas przeszperał nasze rzeczy w poszukiwaniu pożywienia. Łupem lisa padłą 99% czekolada, leżąca zaraz obok kaszanki. Nie wiem dlaczego wybrał akurat tak gorzki przysmak. Najwidoczniej złapał cokolwiek, gdy zorientował się, że jest obserwowany ;) Gdy przegoniliśmy lisa i zabezpieczyliśmy krzakami wejścia do naszych schronień usiedliśmy przy ognisku aby dalej regenerować siły. Po mniej więcej 15 minutach lis znów postanowił nas odwiedzić, tym razem jego łupem padły szpilki mocujące jeden z tarpów. Lis odpuścił dopiero gdy spryskaliśmy kilka pobliskich miejsc żelowym gazem pieprzowym.
Drugi dzień wyprawy nastawiony był na penetrowanie Wielkiej Sowy. Jest to najwyższy szczyt Gór Sowich w Sudetach Środkowych, należy do Korony Gór Polski; położony jest w województwie dolnośląskim na Wysokości 1 014 m n.p.m.
Piękny krajobraz zamglonych terenów okalających szczyt zapierał nam często dech w piersiach, jest to klimat nie do opisania. Ci co chodzą w góry o różnych porach roku wiedzą o czym mówię. Film nie oddaje nawet w połowie tego co czuje dusza i widzi oko.
Przemierzając jesienią Góry Sowie poza szlakiem, możemy dostrzec ogromną ingerencję człowieka w środowisko. Pozostałości niemieckiej działalności na tych terenach widoczne są dla wprawionego oka przez lornetkę z kilku kilometrów. Różnice w drzewostanie mogące świadczyć o maskowaniu przez Niemców miejsc, gdzie mogą być zawalone wejścia do nieodkrytych sztolni. Zapadliska w miejscach gdzie nie powinno ich być, świadczą o ciągnących się tunelach na zboczu Wielkiej Sowy. Podczas przemierzania Gór Sowich uświadomiliśmy sobie, że w niektórych miejscach gdzie widoczne są ślady niemieckiej działalności, ktoś ewidentnie chce aby miejsca te zostały zapomniane, aby zniknęły pochłonięte przez naturę. Identyczna sytuacja jest w Krzystkowicach gdzie niemiecka fabryka broni i obóz pracy przymusowej niszczeje krok po kroku pochłaniana przez naturę. Niszczona przez graficiarzy i osoby bawiące się w ASG. Przykro jest patrzeć jak historia naszego uciskanego narodu znika w odmętach ciągłego zaniedbania.
Na szczycie Wielkiej Sowy dokładnie o 12:00 wraz ze wszystkimi osobami odpoczywającymi po marszu odśpiewaliśmy Hymn ku czci setnej rocznicy odzyskania niepodległości.
Wypoczęci ruszaliśmy na południowe zbocze Wielkiej Sowy, które spowite we mgle sprawiało, że czuliśmy się jakby w całkiem innym świecie, świecie wolnym, gdzie nie ma nakazów i zakazów, jest tylko natura i my.
Kolejną noc spędziliśmy na zboczach Sowy, na pozostałościach starej osady tkaczy-chałupników. Piękne miejsce łączące dzisiejszy świat z XVI wiekiem, kiedy to najprawdopodobniej powstałą wioska. Wszechobecne mury z ułożonych kamieni, zasypane podmurówki domów, spichlerzy i piwniczek, coś niesamowitego. Polecam odwiedzić to miejsce. W nocy przyprawia o dreszcz a w dzień cieszy serce i oko.
Trzeci dzień poświeciliśmy na powrót do samochodu i zwiedzanie Wrocławia a przynajmniej Rynku starego miasta we Wrocławiu.
Zwiedzaniu Gór Sowich nie zostało zakończone, tajemnice które skrywają te góry nie pozwalają nam odpuścić... jeszcze tu wrócimy ......
Film z wyprawy:
Commentaires